12 maja 2003

II Runda MPRC rozgrywana w Słomczynie przyniosła wiele niespodzianek. W klasie 1 największą niespodzianką był powrót „po latach” Marcina Ślusarczyka jadącego wynajętym autem po Mateuszu Tarasiewiczu. Wtajemniczeni od razu wiedzieli że to on będzie „rozdawał karty” w tych zawodach. W topowej konfiguracji przygotowany zespół napędowy przez Witka Krawczaka oraz ogromne doświadczenie w jeżdżeniu maluchem spowodowały, że na efekty nie trzeba było długo czekać. Co prawda na treningach wolnych Marcin musiał „wjeździć” się w sprzęt, ale kilka kółek wystarczyło aby przypomnieć sobie tory jazdy i opanować auto. Na wyniki nie trzeba było długo czekać. Wygrana czasówka, obydwie kwalifikacje wyjęte na pierwszej pozycji z najlepszymi czasami w klasie pozwoliły nie brać udziału w 3 biegu i spokojnie skupić się na przygotowaniach do finału. Ale może zacznijmy od początku.
1 kwalifikacja to walka ze sprzętem i ogumieniem, bo warunki na torze zmieniały się co chwila i tor wysychał z minuty na minutę. Na moją niekorzyść 5 czas uzyskany w treningu ustawił mnie na 3 polu startowym, po prowej stronie mając Ślusarczyka i Kulpińskiego. Start z tego pola i brak możliwości „zamknięcia” zawodników z prawej na pierwszym zakręcie, z góry skazywał mnie na porażkę. I tak też się to odbyło. Auto Ślusarczyka ani na milimetr nie zostało w tyle i będąc na zewnętrznej nie miałem najmniejszych szans. Porażka. Jakież było moje zdziwienie i rozpacz, gdy patrząc na wyniki 1 kwalifikacji okazało się, że znów mam 5 czas i znów jadę w takim samym składzie w 2 kwalifikacji. Oczywiście sytuacja się powtórzyła i znów nie miałem szans na pierwszym prawym.. W 3 kwalifikacji miałem z prawej strony Marcina Brusia, co również nie napawało mnie optymizmem gdyż Marcin w tym sezonie dysponuje świetnie przygotowanym motorem ze stajni firmującej się logiem Krawczak Motorsport. Co prawda udało mi się odjechać na pół długości samochodu przed pierwszym zakrętem, ale to było stanowczo za mało żeby wyjść z zakrętu na pierwszej pozycji. Przez chyba 2 kółka jechałem na 2 pozycji, aż nagle Marcin „wyzionął ducha” i zjechał na pobocze. Po objęciu prowadzenia przed samą metą popełniłem drobny błąd (znów za szybko...) i wyprzedził mnie Karczmarzyk i w takiej kolejności wpadłem na metę. Pytając Marcina co się stało, wkurzony stwierdził że motor po prostu zgasł i nie dało się go uruchomić. Po zakończeniu biegu jednak o dziwo auto zapaliło bez problemu i Marcin zjechał o własnych siłach. Innych biegów kwalifikacyjnych niestety nie jestem w stanie opisać bo ich po prostu nie widziałem. Z ciekawostek można podać awarie Mirka Wronki chyba w 1 kwalifikacji, gdzie „żelazny deszcz” posypał się z jego drugiego biegu w skrzyni i przez dłuższy czas auto leżało na boku w parku maszyn. Chłopaki uporali się po długich bojach z awarią i Mirek zdołał wystartować w 3 kwalifikacji.
Po kwalifikacjach okazało się że będę startował z 1 pozycji w finale B. Finał w zasadzie cały utrzymałem na pierwszej pozycji, choć momentami za szybkie najazdy na „szaye” (wewnętrzny nawrót) powodowały „wypluwanie” auta na zewnątrz i bałem się że po wewnętrznej będzie atakował Brymora. Odległość jednak była na tyle duża, że mimo tych błędów Dominik mnie nie dopadł i dowiozłem zwycięstwo do mety uzyskując automatycznie awans na ostatnie pole finału A.
Finał A to start z najgorszej pozycji, czyli z 3 rzędu z lewej strony. Nawet posiadając dobry sprzęt nie ma możliwości na prostej zamknąć kogokolwiek z rzędu wcześniej. Podjąłem więc próbę ataku z zewnętrznej z lekkim odhamowaniem i wejście „pod pachę” po tarce. Koncepcja okazała się słuszna, bo pozwoliła mi awansować na 3 pozycję po 1 zakręcie. Niestety nikt poza mną nie wiedział że prosta przed drugim zakrętem została cała polana przez polewaczkę i z hamowaniem nie będzie łatwo. Udowodnił to bardzo okazale Marcin Bruś sprzedając porządnego strzała Ślusarczykowi podczas hamowania. Po wejściu na błoto zanim ogarnąłem wycieraczki i spryskiwacz, żeby cokolwiek widzieć, okazało się że już jestem czwarty. No i zakręt który zapamiętam na długo. Nieszczęsna „szaya” na której obróciłem Borysa i za ten numer dostałem czarną flagę. Do mety niezagrożony pognał Ślusarczyk, za nim Marcin Bruś z mocno potrzaskanym przodem i szczęsliwy Jarek Karczmarzyk. Po wyścigu poszedłem do Pawła Borysa z przeprosinami i na moje szczęście przeprosiny zostały przyjęte J . Paweł jeszcze bardziej poprawił sobie humor po zajęciu 2 miejsca w Handicupie i wygraniu radia samochodowego JVC, więc już żadnej urazy do mnie nie czuł.
Po finale doszły mnie słuchy, że niektórzy zaczęli wątpić w moją uczciwość w przygotowywaniu silnika i chcą mnie protestować na kolejnych zawodach. Cóż.... jak ktoś nie może w walce, to ucieka się do innych metod. Ja mogę się rozbierać w każdej chwili, nie mam nic do ukrycia.

W 2 klasie byłem zdziwiony słabym występem Mateusza Tarasiewicza i Remka Woji. Po występie w Toruniu byłem niemal pewien, że Mateusz będzie jednym z rozdawających karty w 2 klasie, ale okazuje się, że było inaczej. Zawody wygrał Ryży, któremu serdecznie gratuluję.


Generalnie mogę te zawody podsumować jako wyjątkowo pechowe dla mnie. Urządzenie działało mi dobrze, więc nie mogłem narzekać, natomiast źle pojechana czasówka i pechowe rozstawienia do kwalifikacji oraz na koniec ta czarna flaga niestety nie nastroiły mnie optymistycznie i do domu wracałem „ze spuszczoną głową”. Cóż.... postanowiliśmy że następnym razem będzie lepiej....


Michał Mitrocki