27 maja 2003

3 runda MPRC organizowana po raz kolejny w Słomczynie okazała się dla mnie rundą najciekawszą z dotychczas rozgrywanych. Po pierwsze gościła najwięcej zawodników w historii tego sezonu, po drugie działo się sporo ciekawych rzeczy na torze. Ale zacznijmy od początku....
W klasie pierwszej czasówka przebiegła pod dyktando Romana Panka, startującego po raz pierwszy w tym sezonie. Nie zdziwiło mnie to zbytnio, gdyż Roman zawsze doskonale radził sobie na torze w Słomczynie i od kiedy pamiętam, zawsze treningi oficjalne padały jego łupem. Po raz pierwszy swoje kroki w Mistrzostwach Polski stawiał też debiutujący Remek Modrzewski. Biegi kwalifikacyjne pokazały, że Marcin Ślusarczyk nie jest zawodnikiem "z przypadku" i że tak łatwo sobie w kasze dmuchać nie da. Wygrał obydwa biegi i tradycyjnie w trzecim nie pojechał, bo nie było najmniejszej potrzeby "męczyć" wysilonego silnika. Za jego plecami natomiast już tak tradycyjnie nie było.
W pierwszej kwalifikacji wdałem się w przepychankę z Pankiem, który będąc na zewnętrznej stronie przed nawrotem zwanym "Szają" opóźniał hamowanie do ostatnich sekund myśląc że go wpuszczę. Oczywiście i ja skupiłem się na walce z Romanem, nie dotykając pedału hamulca i jakież było moje zdziwienie, gdy spojrzawszy wreszcie przed siebie zobaczyłem prawie stojącego w miejscu Marcina Brusia. Oczywiście nie zdążyłem nawet przełożyć nogi na pedał hamulca jak sprzedałem mu ogromnego strzała w tył auta. Marcin jakoś wybronił się z tego, natomiast ja po wykręceniu "bąka", zostałem na środku toru z roztrzaskanym przodem i zablokowanymi kołami o przednie błotniki. W ten oto sposób zakończyła się dla mnie 1 kwalifikacja. Po zwiezieniu auta na lawecie do parku maszyn rozpoczęliśmy szybką reanimację, mającą na celu dalszy udział w zawodach. Na szczęście Marcin się nie obraził, bo strzał był ogromny, ale jego auto wytrzymało. Co prawda pojawiło się małe wybrzuszenie na tylnich błotnikach, ale nie powodujące jakiś ogromnych zniszczeń.
Do drugiej kwalifikacji startowałem już wyklepanym autem i na moje szczęście udało mi się "wytrzymać ciśnienie" i utrzymać pierwszą pozycję w swoim wyścigu. Wszystko zależało teraz od 3 kwalifikacji, bo dobre miejsce gwarantowałoby mi miejsce w finale A. No i oczywiście jak to ostatnio bywa nie poszło mi najlepiej. Ze startu po pierwszym prawym wyszedłem na pierwszą pozycję i kontrolowałem wyścig. Przejechałem drugi prawy, nawrót na "Szayi" i widząc że jest cały czas sucho stwierdziłem, że będzie tak na całym torze. Jakież było moje zdziwienie jak wchodząc w prawy zakręt przy PO6, z prędkością gwarantującą wyjście z zakrętu przy suchej nawierzchni, okazało się że jednak nie do końca jest sucho... Tylnie koła załapały kawałek mokrego i wykonałem piękny obrocik o 360 stopni. Oczywiście spadłem na ostatnie miejsce i o miejscu w finale A mogłem zapomnieć. Po odebraniu wyników okazało się, że stoję na 4 pozycji w finale B. Pozycja nie napawała mnie optymizmem, gdyż w pierwszym rzędzie stał Dominik Brymora, dysponujący naprawdę szybkim sprzętem. I chyba dzięki temu jakoś psychicznie się wyluzowałem, bo nie nastawiałem się na wygranie finału B. Oczywiście próbowałem jakoś analizować sytuację w parku maszyn, ale ni jak nie wychodziło mi zajęcie pierwszej pozycji po prawym zakręcie. I tak też się stało. Po pierwszym prawym jechałem jako drugi, mając przed sobą Dominika. Na chyba drugim okrążeniu Dominik popełnił błąd, za szybko wszedł w jeden zakręt i długo jechał pięknym slajdem wytracając tym samym prędkość. Oczywiście nie mogłem nie wykorzystać tej sytuacji i wychodząc z tego zakrętu bez poślizgu, zająłem pozycje po wewnętrznej stronie toru. Reszta w zasadzie już była tylko formalnością, bo jazda po zewnętrznej na ostatnim prawym zakręcie wchodzącym na prostą startową, zawsze jest skazana na niepowodzenie. W ten sposób objąłem prowadzenie i dowiozłem je do mety. Zwycięstwo w finale B ustawiło mnie na 6 pozycji w 3 rzędzie w finale A. Martwiłem się tylko strasznie zgrzanym motorem, czy uda mu się ostygnąć na tyle żeby wytrzymać trudy walki w finale A.
Na starcie do finału A, po zapaleniu czerwonych lamp ruszyłem jak zwykle i jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem stojącego w miejscu Jarka Karczmarzyka w drugim rzędzie. Jarek najzwyczajniej w świecie nie zauważył lamp startowych, bo rozkojarzyły go jego instalacje elektryczne wspomagające jazdę i start. Po pierwszym prawym byłem czwarty i utrzymywałem tą pozycję. Później nastąpiło kilka strzałów z przodu i z tyłu przy hamowaniach do kolejnych zakrętów, które spowodowały podgięcie obydwu przednich błotników i w pewnym momencie okazało się że auto nie chce skręcać , bo strasznie trze oponami o zagięte blachy. Oczywiście nie przejąłem się tym faktem za bardzo i próbowałem jechać tak jakby nic się nie stało, ale okazało się to niemożliwe. Kolejni zawodnicy zaczęli mnie wyprzedzać i jadąc na ostatniej pozycji stwierdziłem że "już jest pozamiatane". Na domiar złego motor zaczął się piekielnie grzać i dzwonić i musiałem zwolnić żeby go uchronić od wybuchu. Po zjeździe po parku okazało się że zagięte błotniki zniszczyły obydwie świeżo kupione opony i wcale się nie dziwie dlaczego auto nie chciało skręcać. Tyle o klasie 1.
W kasie 2 z ciekawostek należy odnotować moment, w którym wchodząc na trybuny zobaczyłem Igora Gregorczyka który prowadził przed Ryzińskim i Tarasiewiczem. Co prawda po jakimś czasie Igor spadł z pozycji lidera, ale pokazuje to że coraz lepiej wychodzi mu zgrywanie się ze sprzętem i istnieją szanse, że będzie nawiązywał coraz częściej walkę z czołówką. Natomiast w samym finale A, a właściwie po finale A, który zwyciężył Ryży, okazało się że uznano wyniki po 5 okrążeniu po pozytywnym rozpatrzeniu protestu Tomka Skindera. W chwili obecnej trwa zagorzała dyskusja kto był winien, ocenić możecie sami ściągając film z tego zdarzenia z naszego serwisu. Moje zdanie jest takie że było czysto, ale to tylko moje zdanie. Zobaczymy co powie "szersza" publiczność w postaci kibiców i zawodników odwiedzających rallycrossowe portale.
W klasie 3 pojawił się długo wyczekiwany Groblewski w VW Polo, przygotowanym w Dywizji 1A do MERC. Auto po prostu prześliczne, dopieszczone w każdym calu, jak dla mnie najpiękniejsze auto rallycrossowe jakie dotychczas widziałem w historii MPRC. Do tego wspaniałe umiejętności Grobla, więc walka zapowiadała się pasjonująco. Niestety nie widziałem biegów kwalifikacyjnych ale za to co pokazał kibicom w finale, należą mu się duże brawa. Po pierwszym prawym albo o kogoś zaczepił, albo przez moment nie zapanował nad autem, w każdym razie spadł kilka oczek do dołu. No i potem mistrzowski pokaz jazdy...A zresztą, zapraszam do ściągnięcia filmu z tego wydarzenia, naprawdę warto.
Klasa 4 to w zasadzie nic nowego, Ludwiś jak zwykle świetnie przygotowanym sprzętem nie miał sobie równych. Przez moment w finale wydawało się że Robert Polak będzie w stanie nawiązać walkę, ale po kilku zakrętach auto zaczęło wyraźnie słabnąć i o walce już nie było mowy. Zadziwia wręcz brak jakiejkolwiek awarii Focusa na torze w tym sezonie. Widać, że chyba serwis Ludwiczaka wreszcie "ujarzmił" bestię.
Podsumowując całe zawody mogę śmiało stwierdzić, że były one dla mnie dużo ciekawsze niż poprzednie, mimo zajęcia ostatniego miejsca w finale A. Dużo wypadków, stłuczek, walki i wspaniała pogoda to rzeczy na które kibice czekają najbardziej. Oby było ich jak najwięcej....


Michał Mitrocki