25 kwietnia 2004 roku na toruńskim torze odbyła się pierwsza eliminacja PWS Folkrace. Pełni zapału i woli walki, zrywając się o 4:30 rano, wyruszyliśmy do Torunia na zawody. W czasie drogi zastanawiałem się tylko nad jednym: Czy zbierze się klasa 1? Nikt z osób mi znanych startujących w MPRC nie potwierdził swojej obecności, część znanych mi zawodników z Folka z góry powiedziała że na tych zawodach nie będzie, więc jechałem tam pełen obaw. Z drugiej jednak strony wiedząc że istnieje duże prawdopodobieństwo braku wystarczającej ilości zawodników nie nastawiałem się zbytnio na walkę, jechałem w zasadzie po to żeby „ułożyć” nowo zbudowany motor, oczywiście tego samego tunera co zwykle, czyli Adasia z Adamant Engineering. No i wykrakałem. Okazało się że do startu zgłosiło się 3 zawodników łącznie ze mną i połączyli nas z klasą 2. W sumie było chyba 10 czy 11 załóg w połączonej klasie. Dobrze przynajmniej że pogoda dopisała, bo dzień wcześniej będąc na strefie serwisowej Rajdu Mazowieckiego i serwisując dwie załogi nie było nam do śmiechu. Podczas treningów wolnych okazało się że nie działa obrotomierz, są problemy z gaźnikiem i coś ucieka nam prąd momentami ze świec, ale w końcu przyjechałem tam m.in. po to żeby dopracować wszystkie szczegóły po tak długiej przerwie. Na treningach okazało się że nie wszyscy dają sobie radę z dwoma najtrudniejszymi zakrętami toru w Toruniu i mechanicy już na dzień dobry mieli trochę roboty.
W 1 kwalifikacji stanąłem na starcie z Robertem Krotoskim i Adamem Kornackim. Stojąc na 3 polu i wiedząc że mam z prawej strony jedne z najmocniejszych aut klasy 2 startujące w MPRC nie było mi do śmiechu. Ale co tam, przecież przyjechałem na trening a nie po to żeby gnieść blachy i to jeszcze z zawodnikami klasy 2. Gdyby się zebrała klasa 1 to wtedy co innego, ale w tej sytuacji nie liczyłem na nic szczególnego. A tu po starcie niespodzianka. Maluch wystrzelił jak z procy i przy zapinaniu trzeciego biegu byłem o ponad całą długość auta przed sejami. Nie pozostało nic innego jak „zamknąć towarzystwo” jeszcze przed pierwszym zakrętem i to uczyniłem. Okazało się jednak że zamknąłem ich przed 50 metrem prostej startowej co zostało potraktowane jako naruszenie regulaminu zawodów i z tego co mówił Marcin Bruś (który gościnnie przyjechał z nami na zawody) najpierw wywiesili dla mnie czarną flagę, po czym szybko zmienili ją na ostrzeżenie. Ja oczywiście byłem tak zajęty walką że nie zauważyłem nawet tego ostrzeżenia, ale fakt faktem że było. Okazało się że seje są kiepskie ze startu ale potem już nie ma żartów. Kroton cisnął na zderzak jak najęty i w zasadzie większość biegu patrzyłem w lusterka a nie na tor żeby nie dać się wyprzedzić. Na dwóch lewych poszedłem najszybciej jak potrafiłem (co chwila czułem jak podnosi mi się tylnie koło, więc szybciej się nie dało), ale ku mojemu zdumieniu okazało się, że seje potrafią dużo szybciej ten zakręt pokonywać. Kroton bez probelmu wszedł mi „pod pachę” i napędzany szperą zrównał się ze mną po wewnętrznej. Niestety prędkość seja też podejrzewam była maksymalna w tym zakręcie i jadąc równolegle siła odśrodkowa „wypluła” Krotona do zewnętrznej granicy toru waląc mi w błotnik i wywalając lekko na bandę. Po tym prowadzenie straciłem i niestety zjechałem z toru, bo zagięty błotnik skutecznie darł mi po oponie, więc o kontynuacji nie było mowy. Kroton po biegu przyszedł z przeprosinami, ale w zasadzie nie miał za co przepraszać, wiedziałem w co się pakuje i absolutnie nie uważałem że zrobił to specjalnie.
Błotnik wyklepałem i stanąłem do walki w 2 kwalifikacji. Na starcie od prawej stali: Tarasiewicz, Krotoski Błażej, Kornacki, Mieczkowski (klasa 1) i ja. Wiedziałem że nie mogę powtórzyć numeru z zamykaniem przed 50 metrem, więc wiedziałem że jako pierwszy nie wyjdę. Dodatkowo na 1 polu stał Mateusz którego sej zamiata jak niezły przecinak i nie miałem najmniejszych szans żeby z nim walczyć. Sej jest kiepski ze startu ale jak już złapie przyczepność to maluch nie ma szans, dlatego za 50 metrem w zasadzie auta się zrównują. I tu również się mocno zdziwiłem, bo mimo wytrzymania 50 metrów na swoim „torze rozbiegowym” zamknąłem z 5 pola Kornackiego, Krotoskiego i Mieczkowskiego. Mateusz już był poza zasięgiem, więc w 1 prawy wszedłem z 2 pozycji. Na tej drugiej pozycji zrobiłem chyba ze 2 kółka i przy prawym nawrocie auto wypadło z zakrętu i wyjechało poza tor. Nie domyśliłem się siedząc w środku co się stało, ale już wiedziałem że dalej nie pojadę bo pedał hamulca wpadał mi w podłogę. Jak wysiadłem okazało się że nie mam lewego przedniego koła, bo pękł sworzeń zwrotnicy po wpadnięciu w dziurę zakręt wcześniej. Auto zostało zwiezione przez holownik i tak zakończyłem zawody.
Finały oglądałem z trybun i zastanawiałem się czy wyciągać kamerę i filmować czy nie. Patrząc na finał A klasy 1+2 stwierdziłem że jest już wszystko „pozamiatane” i nie ma co filmować i tu się grubo myliłem. Korny naciskając Szałkowskiego jadącego maluchem wszedł za szybko w dwa lewe i na drugim lewym podniosło lewe koła i sej z całym impetem przywalił w bandę robiąc efektowny piruet. Na szczęście Adamowi nic się nie stało (poza odciskiem od pasa kroczowego), ale auto niestety ucierpiało strasznie. Nie mamy tego na taśmie, mamy tylko film z kamery, którą Bart zainstalował u Roberta Krotoskiego, ale na nim w zasadzie nie widać za dużo. W finale klasy 3+4 w zasadzie obyło się bez większych kolizji i finał wygrał Pszech jadący Audi S2.
Podsumowując całe zawody z przykrością muszę stwierdzić, że Folkrace umiera. Wymogi dotyczące posiadania licencji takiej jak w MPRC, wyposażenia, ubioru itd. czynią tą imprezę zabawą porównywalną z kosztami startów w Mistrzostwach Polski. Niestety nie wszystkich stać na kupno odpowiednich kombinezonów, pasów itd. i przez to aut przyjeżdża coraz mniej. Dodatkowo jeszcze tylko 3 rundy w roku...
Generalnie jednak cel jaki mi przyświecał podczas wyprawy do Torunia został osiągnięty. Sprzęt został sprawdzony, silnik chodzi jak wściekły, wiem dokładnie co mam poprawić na 1 rundę MPRC i mam nadzieję, że limit pecha w tym sezonie już wyczerpałem......