„Totalna głupota i beznadzieja” – tak można w skrócie podsumować 1 rundę MPRC w Toruniu i to, co na niej zrobiłem. Ale może zacznijmy od początku.
Po testach (bo tak mogę o nich powiedzieć) na Folku tydzień wcześniej podczas których złamałem sworzeń w zwrotnicy, jechałem na 1 rundę pełen nadziei na udany wyścig. Zespół napędowy przygotowany oczywiście przez inżyniera Antosiewicza z Adamant Engineering działał perfekcyjnie, auto wymagało jeszcze drobnych poprawek i regulacji , ale nie były one aż tak istotne żeby zaważyć na wyniku końcowym. Wprawdzie nie zdążyłem polakierować i okleić do końca bok auta, ale to nie było istotne. Najważniejsze że auto bez problemów działało, zakupiłem nowy rozrusznik i pozbyłem się w ten sposób części stresu towarzyszącego podczas „folkowych” testów, więc nic już nie mogło przeszkodzić w walce.
No więc ruszyłem do boju. Podczas treningu wolnego nie stwierdziłem żadnych wad w działaniu samochodu, więc spokojnie czekałem do treningów czasowych. Zresztą w zasadzie było mi wszystko jedno jak będzie na „czasówce” bo zawsze w poprzednim sezonie zaraz po zjechaniu z toru myślałem sobie : „ale dałem ognia, zero błędów, na luzie będę w czołówce”, a okazywało się że czas oscylował w okolicach 8 miejsca. Działo się tak na każdych zawodach, więc stwierdziłem że i tym razem będzie podobnie. Zjechałem z toru wiedząc, że po raz kolejny wydaje mi się że pojechałem czysto, ale nie licząc na nic szczególnego. Podczas czasówki Marcin Bruś uszkodził koło pasowe w swoim sprzęcie i czasówki nie ukończył, ale to i tak niczego nie zmieniało bo zawodników było 10, co oznacza że i tak będziemy się ścigać w 2 biegach po 5 osób, więc czasówka tylko ustawiała auta na odpowiednich polach startowych. Marcin mając bardzo mocny motor w zasadzie nie musiał się stresować, bo czy będzie startować z 1 czy z 5 pola to nie ma znaczenia. No więc poszedłem po te wyniki w zasadzie z nudów i tu pierwsza niespodzianka. 1 miejsce w treningu czasowym.
1 kwalifikacja i 1 miejsce z prawej strony na polach startowych. Obok mnie stali Kulpiński , Szałkowski, Faustman i Ozimski. Cieszyłem się że nie muszę sprawdzać wytrzymałości blach z Brusiem, Kasprolewiczem, czy Perzyną (o których wiedziałem że mają silniki równie mocne i byłoby bardzo trudno), ale przecież nie mogłem też lekceważyć Kulpińskiego, który na ostatnich zawodach był bardzo szybki, czy też Szałkowskiego który też wielokrotnie pokazywał na Folkach że w kasze sobie dmuchać nie da. Po starcie okazało się że nie będzie łatwo, bo auto Lucjana ni jak nie chciało dać się zamknąć przed pierwszym prawym. W zakręt weszliśmy we dwóch i przed dwoma lewymi byłem po prawej stronie. W zasadzie jest to pozycja przegrana, ale postanowiłem zastosować „zagranie nr 2” :) z tego zakrętu, czyli odbić maksymalnie do prawej i pójść pełnym ogniem po zewnętrznej. Lucjan jadąc wewnętrzną stroną zakrętu musiał zwolnić, bo skończyłoby się to dachowaniem i wiedząc o tym wyszedłem na zewnętrzną i bez hamowania wyprzedziłem go wciskając się między bandę a niego. Później już kontrolując sytuację dojechałem bez błędów do mety. I jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że podczas tej kwalifikacji zdobyłem 1 miejsce. Marcin Bruś „dostał” 0.3 sekundy, co w zasadzie na 4 okrążeniach jest prawie niczym, ale miejsce było istotne. Zeszłoroczny V-ce Mistrz Polski został spoliczkowany, jak to powiedział jeden z moich kibiców :).
2 kwalifkacja znów bez Brusia, Kasprolewicza i Perzyny, więc miałem pewne ułatwienie. Co prawda do walki dołączył Brymora , ale stał na zewnętrznej i liczyłem że to mi pomoże w wejściu w pierwszy zakręt. No i znów dopisało mi szczęście. Na pierwszym prawym nie było żadnych przepychanek i po dwóch lewych miałem już pełną kontrolę. Dowiozłem auto do mety bez błędów i czekałem na wyniki. Idąc po nie myślałem że są szanse na czołową lokatę, ale wynik przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Znów wygrałem.
Mając 2 zwycięstwa i po analizie punktów stwierdziliśmy że nie muszę jechać 3 kwalifikacji bo start niczego by nie zmienił. Gdybym miał jechać w 3 kwalifikacji z Brusiem to co innego, wtedy nie ryzykując niczego mógłbym po pierwsze sprawdzić możliwości swojego motoru w porównaniu z Marcinem, a po drugie gdybym objął prowadzenie to mógłbym taktycznie rozegrać ten wyścig żeby zmienić kolejność miejsc na polach startowych w finale. Ale że ustawienia do 3 kwalifikacji nie były po mojej myśli to zdecydowałem nie jechać w tym biegu. Marcin Bruś w swoim biegu bez problemu objął prowadzenie i jego obstawiałem jako faworyta tej kwalifikacji. Niestety tu nastąpiła kolejna niespodzianka. Pierwsze miejsce w 3 kwalifikacji zajął Szałkowski i to on stanął obok mnie w pierwszym rzędzie w finale. Bruś był na miejscu 3 stojąc obok Brymory w drugim rzędzie.
No i w tym momencie daliśmy dupy na całej linii. Mając świadomość że mamy szybki motor, że można nim dojechać na 1 miejscu, że działa bez zarzutu, znając mniej więcej parametry sprzętowe konkurencji, zdecydowaliśmy się na modyfikacje silnika. Nie wiem co nas podkusiło, chcieliśmy z czegoś dobrego zrobić jeszcze lepsze i zmieniliśmy ustawienia silnika dodając jednocześnie do paliwa „magiczną miksturę”. Teraz na spokojnie mogę świadomie stwierdzić, że głupszego zagrania nie mogłem wymyślić. Nie testowaliśmy w moim sprzęcie takiego rozwiązania, był to swego rodzaju „test” nowych rozwiązań, które zamierzaliśmy zastosować w tym sezonie. Tylko czemu w finale będąc na 1 pozycji...
No i w finale niestety okazało się że te nowe „zabijające konkurencję” nastawy są do niczego, bo na prostej startowej wyprzedzili mnie prawie wszyscy. Auto przestało jechać i w zasadzie w tym momencie straciłem wszelkie nadzieje na zajęcie miejsca na podium. Do tego wszystkiego mniej więcej w połowie finału po wypadnięciu chwilowo z trasy, pękła mi śruba trzymająca sprężynę zawieszenia silnika. Zespół napędowy oparł się przechylony na belce i zacząłem tracić nad nim kontrolę. Do mety dojechałem ostatni jadąc ostatnie okrążenia tylko na dojechanie, bo do tego wszystkiego motor zaczął niemiłosiernie „grać” zaworami i nie mogłem pozwolić sobie na dalsze katowanie.
Finał wygrał Szałkowski jadący po raz pierwszy w MPRC, drugi był Bruś a trzeci Brymora. Podczas badania technicznego po zawodach okazało się że Szałek ma niedozwolone przeróbki w gaźniku i niestety został za to wykluczony. Rozmawiałem z nim podczas tej kontroli i szczerze mu współczułem, bo nie była to jego wina, auto przygotowywał mu ktoś z zewnątrz i do tego ten sam gaźnik był już sprawdzany na BK-2 podczas zeszłorocznych zawodów u innego zawodnika. Nie wnikałem w szczegóły techniczne, fakt faktem że to odstępstwo od regulaminu nie dodało mu „nadprzyrodzonych” koni i na pewno nie zaważyło na tak wysokim wyniku. Szkoda chłopaka, bo zawodnikiem jest dobrym i na pewno jeszcze zdrowo zamiesza w kwalifikacji.
Podsumowując całe zawody muszę stwierdzić że po raz pierwszy przez cały dzień byłem maksymalnie wyluzowany, zero stresu i napięć. Po raz pierwszy również widziałem tak zestresowanego Marcina Brusia, który zwykle jest totalnie odstresowany. Kasprolewicz jak zwykle „zesrany”, jak to się potocznie mówi podczas zawodów, ale w jego przypadku to częsty motyw. Ta nauczka podczas toruńskich zawodów pozostanie mi na długo w pamięci i ostatnią rzeczą która mi przyjdzie do głowy to będą kombinacje z motorem w trakcie zawodów.
W chwili obecnej szykujemy się do zawodów na Litwie i tam będę ciekaw jak mi pójdzie. W końcu wszyscy będą mieli równe szanse, bo tor jest bardziej autocrossowy i nikt jeszcze po nim nie jeździł. A jak mi pójdzie to na pewno się dowiecie z moich kolejnych wrażeń, albo z innych źródeł :).